To jeden z najstarszych wpisów z Mamałygi. Chciałam, by pozostał w takiej formie jak go kiedyś napisałam. Ten wpis ma kilka lat…..i moje kochane green curry….przepis sprzed lat, teraz robię już troszkę inaczej…
Gdy za oknem siąpi deszcz trzeba przywołać ciepłe wspomnienia. To zawsze pomaga. Do mnie powróciły zapachy Chang Mai, gdzie 7 lat temu spędziłam swój pierwszy, tajski czas.Pamiętam Songkran czyli tajski Nowy Rok, podczas którego fala uderzeniowa strumieni wody jest tak silna, że co roku odnotowuje się tysiące przypadków śmiertelnych podczas trwania kilku dni świąt ku czci zakończenia pory suchej. Na prawdę trzeba uważać, by przeżyć. Pamiętam cudowne świątynie i przepełnionych ciszą mnichów, którzy swoją postawą uświadamiają ludziom jak bardzo nasze dzisiejsze życie odbiega od ich systemu wartości i postrzegania drugiego człowieka. Chang Mai wydawało mi się wówczas (mimo kłębiących się wszędzie turystów) bardzo dziewicze, nieskażone pomysłami zachodnich cywilizacji. Bo dzisiaj Tajlandia nie jest już według mnie miejscem spełnionych obietnic, Na pewno nie wszystkich… Oczywiście marzenie o cudownej plaży na wyspie Koh Tao się urzeczywistnia już chwilę po przybyciu, wspaniałe uliczne jedzenie w Bangkoku też jest niczego sobie. Ale menu po niemiecku w restauracjach na Koh Samui przy głównej ulicy oraz ceny przypominające Monte Cassino w naszej rodzimej, sopockiej pierzei już nie są tym, za czym gonimy tyle kilometrów na wschód. Cwaniactwo, możliwość łatwego naciągania Europejczyków, zaczepki namolnych Hindusów to nie Tajlandia, która pamiętam z Chang Mai. Tam, na północy tego kraju zdarzyło się coś jeszcze, co bardzo dokładnie pamiętam. To był mój pierwszy raz, gdy spróbowałam prawdziwego, oryginalnego, ulicznego green curry. I to są emocje, których nikt, nigdy mi nie zabierze. I na zawsze będę wdzięczna wszystkim Tajom – tym którzy byli, są i będą, niezależnie od ich wyrazu twarzy za ich kulinarną spuściznę. Przebywając w Krabi, w tym roku Katie (moja nauczycielka) pokazała mi wersję idealną dla mnie: zarówno smakowo jak i czasowo perfekcyjną. Podzielę się z Wami przepisem:
Składniki:
1 puszka mleka kokosowego
1 łyżka pasty green curry (50g)
1 pierś z kurczaka – około 250 g
1 średnia cukinia
1 marchewka
1 łyżka cukru palmowego
3 liście limonki Kaffir
3 pieczarki małe
1 papryczka chilli
2 łyżki sosu rybnego
bazylia tajska (kilka listków) – opcjonalnie mięta ogrodowa
Przygotowanie:
W garnku gotujemy mleko kokosowe. Obok na woku podsmażamy kurczaka bardzo drobno pokrojonego z green curry. Dodajemy podgrzane mleko kokosowe. Dodajemy warzywa pokrojone na kawałki wg uznania, cukier, papryczkę chilli i sos rybny. Mieszamy. Na koniec dodajemy limonkę Kaffir i liście bazylii tajskiej. Można dodać odrobinę mleka kokosowego lub wody, jeśli chcemy uzyskać bardziej płynna konsystencję. Green curry zawsze podaję z zielonym ogórkiem
A to zdjęcia z uczty u Katie, mojej nauczycielki. Przygotowałyśmy wówczas green curry oraz morning glory. W Tajlandii posiłki w domach jada się na podłodze. Jako dodatki zawsze występują ryż jaśminowy oraz noodle. Na środku „stołu” podaje się miskę z ziołami, ogórkiem zielonym i ananasem.
Tajlandia 2012/parę wspomnień na ocieplenie deszczowego dnia:
4 komentarze
Miałam nadzieję, że po takim orgazmicznym wpisie na temat Tailandii dasz solidny przepis, jak samemu zrobić pastę zielone curry. A tu takie zaskoczenie. Curry z torebki (pewnie z Lidla, które w ogóle nie ma zapachu). Po co ludziom zawracasz głowę.
Przepyszne curry! Naprawdę niewiele różniące się od tych, jakie jadałam w Tajlandii ☺️
Wygląda obłędnie ! W weekend na pewno wypróbuję! Pani Dario, mam pytanie – teraz jest sezon na szparagi – do jakich dań można dorzucić szparagi ? Czy w ogóle można je gdzieś dorzucić do przepisu? Będą pasowały? Jeśli tak to z jakimi daniami łączyć? Z którym curry lub zupą? Będę ogromnie wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie!!!
Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję. Szparagi bardzo pasują do kuchni tajskiej. Do curry, do dań typu stir fry i do sałatek. Powodzenia